Konferencja – Stygmaty św. Franciszka
W czasie pielgrzymki Franciszkańskiego Zakonu Świeckich na Jasną Górę minister prowincjalny prowincji św. Jadwigi O. Alard Maliszewski wygłosił konferencję.
O. Alard rozpoczął konferencję od podkreślenia faktu, że spotykamy się w szczególnym miejscu u Maryi Królowej Polski. Ta ikona przedstawia szczególny wizerunek Maryi z bliznami na twarzy, które zostały zadane podczas napadu na klasztor jasnogórski. Próbowano zamalować te blizny, ale wciąż się pojawiały. Zrozumiano, że Maryi życzeniem jest, aby te blizny były widoczne. Te blizny mają szczególną duchową wartość, bo dzięki temu możemy powiedzieć, że jest to nasza Matka i nasza Królowa. Maryja nie chciała nas zostawić, nie chciała nas opuścić ,ponieważ nie dała się najeźdźcą z tego miejsca zabrać. Te blizny świadczą o wielkiej miłości Maryi do nas. O.Alard charakteryzował twarz matki ziemskiej, która nigdy nie jest doskonała. Twarz matki nie jest tak piękna, jak twarz młodej dziewczyny, nie jest tak piękna ,jak młodej kobiety, która staje przed ołtarzem wraz ze swoim mężem zakładając rodzinę. Młoda mama nie jest tak piękna, gdyż z powodu opieki nad małym dzieckiem, jej twarz wyraża zmęczenie. Ona daje dziecku wszystko, co mu potrzeba. I chociaż jej twarz nie jest idealna, to staje się piękniejsza, ponieważ wszystko świadczy o jej miłości do dziecka. Całą miłość mamy widać w jej zewnętrznych znakach: siwe włosy, zmarszczki na twarzy. Mimo to twarz matki wygląda jeszcze piękniej. Ona pokazuje jej wewnętrzne uczucia, jej ogromną miłość do dziecka.
Tak samo widać blizny na twarzy naszej Matki Królowej Jasnogórskiej. Maryja towarzyszyła Jezusowi nie tylko w tych pięknych chwilach ,ale również w tych trudnych i bolesnych. Chrystus przychodząc do nas, przynosi znaki swojego cierpienia. Gdy Maryja przynosi swego Syna do świątyni jerozolimskiej, słyszy słowa wypowiedziane przez Symeona: ”miecz boleści przebije Twoje serce.” Cierpienie towarzyszy Maryi już od momentu zwiastowania, gdyż na pewno nurtowały Maryję pytania: jak ten fakt przekazać, jak wytłumaczyć, jak to ma wyglądać. Przeżywała szukanie miejsca na narodzenie dziecka, następnie ucieczkę do Egiptu, kolejne wydarzenie to szukanie Jezusa .Gdy Jezus jest już dorosły słyszy słowa „czy to moja lub twoja sprawa niewiasto?” , czy kolejne słowa wypowiedziane przez Pana Jezusa do Maryi: ten jest moją matką , kto pełni wolę Ojca . W końcu stoi Maryja pod krzyżem i patrzy na Tego, którego dała światu. On teraz cierpi i umiera przybity do krzyża.
My nie widzimy często cierpiącej Maryi, ale tu na tym Jasnogórskim obrazie te blizny są zawsze znakiem, że Maryja naśladuje cierpienie Chrystusa.
Po zmartwychwstaniu ,gdy Chrystus pokazuje rany swoim uczniom, świadczą one o miłości Jezusa do każdego z nas. Rany w sercu były Jezusowi zadawane już wcześniej. Jego przyjście na świat jako człowieka świadczy o poniżaniu Boga, który z miłości staje się jednym z nas. Bolesne dla Pana Jezusa musiało być odrzucenie przez uczonych w piśmie. Ci wykształceni nie tylko Go odrzucają, występują przeciwko Niemu i w końcu skazują Go na śmierć. Byli i tacy, którzy Go zdradzili. To są autentyczne cierpienia Chrystusa. W tym apogeum swojego cierpienia, gdy wisi na krzyżu, powierza się całkowicie woli Ojca. To jest znak wielkiej miłości. Dlatego potem znaki męki Chrystusowej będą nie tylko widoczne ale i wyczuwalne. Pan Jezus mówi do Tomasza: „dotknij moich rąk, boku, włóż palec w miejsce gwoździ, włóż rękę do mojego boku.” To oznacza, że cierpienie Chrystusa ciągle trwa. Tym szczególnym znakiem jest Eucharystia, która jest ofiarą Chrystusa. Ciało zostaje zamknięte w małym kawałku chleba. To jest kolejne uniżenie Boga. Bóg pozostaje w kawałku chleba, który można połamać. Ten chleb jest często nieszanowany, a jednak Bóg pozostaje wierny temu znakowi. Tak jak Maryja naśladując przykład Jezusa, Jego miłość do nas, cierpiała, było również i na Niej widać znak tego cierpienia.
Tak samo nasz święty Ojciec Franciszek chciał się upodobnić do Chrystusa. W szczególny sposób kochał też Maryję ,dlatego, że Maryja była wierna uczennicą Chrystusa. Św. Franciszek bierze przykład z Jezusa Chrystusa, ale również prosi o wstawiennictwo Jego Matki. Franciszek chce być taki, jak Jezus Chrystus. Jak Bóg Ojciec kocha Swojego Syna, tak jak Maryja kocha swoje dziecko Jezusa Chrystusa i swoje dzieci w Kościele, tak Franciszek chciał kochać Jezusa Chrystusa, swoich braci, swoje siostry czyli siostry i braci Jezusa Chrystusa. Franciszek chciał kochać każdego człowieka miłością, która nie jest uniesieniem ale miłością, która jest poświęceniem. To poświęcenie nie jest wymuszone ale jest serdeczne, dobrowolne. Pan Jezus cierpi z radością, bo wie, że to jest dla naszego dobra. Tak samo Franciszek chce cierpieć razem z Chrystusem, żeby być z nim solidarnym. Franciszek patrzy, gdzie Pan Jezus może być mu bliski. To cierpienie odnajduje najpierw w spotkaniu z trędowatym. Zbliża się do cierpiącego człowieka, obejmuje go, całuje, dotyka go, chce uczestniczyć w jego cierpieniu. Dlatego Franciszek ukochał ubóstwo. Bóg uniżył się stając się człowiekiem i to niezamożnym. Dla Franciszka takie radykalne ubóstwo wiąże się z cierpieniem, ale nie jest ono dla niego ciężarem. Cieszy się, że może w tym uczestniczyć. Dla Franciszka jest to zaszczyt. Franciszek odkrywa uniżenie się Pana Jezusa w Eucharystii oraz w tajemnicy Bożego Narodzenia. Te dwie tajemnice Franciszek połączył. Darzył wielką czcią Eucharystię, ale również każdego człowieka a szczególnie tego najsłabszego, ponieważ tak czynił Pan Jezus. Cierpienie Franciszka w pewien sposób naśladuje trudności, które miał Pan Jezus ze swoimi uczniami. Kiedy Pan dał Franciszkowi braci, którzy zaczęli mu towarzyszyć, zrozumiał , że oni potrzebują jakieś formy życia. Tworzy pierwszą regułę, której tekst nie zachował się do dzisiaj ,ale na pewno był głęboko zapisany w sercu Franciszka. Franciszek chce być posłuszny woli Ojca, tak, jak Pan Jezus oraz chce być posłuszny Kościołowi. Franciszek w takim nastawieniu do cierpienia Chrystusa, miłości, poświęcenia udaje się w 1224 roku na Alwernię. Przeżywa tu wewnętrzne rozterki. Wewnątrz jego serca jest pytanie z jednej strony bardzo ważne a z drugiej strony jakże bolesne. Franciszek zadaje sobie wtedy pytanie, czy to ,czym żył, czy to ,co nazywamy jego dziełem, co było inspiracją, czy to wszystko, co przekazał, o co walczył, czy to było szukaniem Boga, czy to było jego własnym. Wiemy, jak trudno jest rozróżnić ,czy spełniam swoją wolę i manipuluję Panem Bogiem, czy rzeczywiście spełniam wolę Bożą. Jak to rozgraniczyć? Jak to rozpoznać? Św. Franciszek mimo posłuszeństwa, ma pewne obawy w swoim sercu. Zastanawia się, czy jest to zgodne z wolą Bożą, czy szuka tylko siebie. Zadaje sobie pytanie: może to było tylko moje? Wtedy otrzymuje od Pana Jezusa certyfikat miłości, wtedy otrzymuje rany Pana Jezusa, stygmaty. Franciszek w tym momencie otrzymuje bardzo konkretną fizyczną odpowiedź: to jest droga, którą wybrał nie on , ale wybrał Bóg i nim się posługuje. Stygmaty św. Franciszka to nie jest cierpienie, które Franciszek dzieli z Chrystusem. Jest to znak miłości. Wszystkie cierpienia i wszystkie poświęcenia są znakiem autentycznej miłości gotowej do ofiary. To wszystko, z czym się zmagał przez lata swojego nawrócenia, jest dla Boga. Z ran Pana Jezusa wypływa nowe życie.
Patrząc na rany św. Franciszka nie skupiamy się na bólu ale przede wszystkim chcemy zobaczyć miłość.
Tak, jak twarz Maryi przyozdobiona bliznami jest piękniejsza, jak rany po gwoździach w ciele zmartwychwstałego Chrystusa pokazują Go jeszcze piękniejszym, tak franciszkowe stygmaty nie są przeszkodą, ale znakiem wielkiej miłości i poświęcenia.
Tak samo i my, gdy spotykają nas różne trudności, chciejmy zobaczyć to, nie jako przeszkody, ale jako zaproszenie do Bożej miłości.
Dzisiaj Kościół jest poraniony, dzisiaj człowiek jest poraniony, wymaga miłości, ale nie da się tego zrobić bez ofiary. Potrzebne jest poświęcenie, potrzebna jest wytrwałość. To jest droga, którą wskazuje nam św. Franciszek i jego stygmaty.
Skoro czasem jest mi trudno, skoro czasem może polecieć mi łza, chociaż czasem nie daję już rady, to może być znak, że właśnie jestem na dobrej drodze do Boga.
Na zakończenie konferencji O. Alard powiedział, aby to szczególne miejsce, jakim jest Jasna Góra i obraz Maryi przypominał nam i zachęcał do wytrwania, do pozostania i nie opuszczania tej miłości.